Czy jak na filmach science fiction grozi nam wojna o wodę? Niby nie brakuje nam jej w kranach, ale czy tak będzie zawsze? Dowiedz się też, dlaczego nie można „wydoić” chmury, w jaki sposób „poluje się” na deszczówkę i kto myśli o „importowaniu” grenlandzkiego lodowca…
Wyobraźmy sobie pogodny poranek wczesnej wiosny w bukowym lesie. Między gołymi jeszcze gałęziami przesącza się słońce i plamy światła jak wielkie piegi układają się między kępami ledwie rozkwitłych przylaszczek. Albo upalne, letnie popołudnie kiedy długie, świetliste niczym na świętym obrazie promienie spływają spomiędzy pni na leśny dukt. To te rzadkie chwile, kiedy obecność słonecznego światła jest w lesie nieomal namacalna…
Często nazywa się wodę „białym złotem” z tą jednak różnicą, że bez złota można się obejść a bez wody, krótko mówiąc, nie ma życia!
Przypomnijmy sobie - ile razy zirytowani czyimś przydługim a pozbawionym treści monologiem przerwaliśmy tę czczą gadaninę mówiąc: nie lej wody! A ile razy tymi samymi słowami upominaliśmy kogoś, kto stojąc przed umywalką z rozkręconym na pełny regulator kranem, zajmował się podziwianiem swego odbicia w lustrze, nie zważając na płynącą strugę? Mogę się założyć, że w pierwszym przypadku powiedzonko „nie lej wody,” (choć to tylko przenośnia) jest nieporównanie częściej używane niż w drugim. Wyżej cenimy sobie nasz czas, by nie był tracony na słuchanie pustosłowia, niż uciekającą cenną, słodką wodę. Nawet wtedy, gdy jest marnowana bez sensu.